Wenezuela – kraj na linii fronu socjalizmu i teorii wolnorynkowej

Wenezuela – kraj na linii fronu socjalizmu i teorii wolnorynkowej

26 stycznia, 2022 0 przez Redakcja

Koronnym argumentem, który wykorzystują socjaliści przeciwko zwolennikom wolnego rynku, jest sytuacja gospodarcza krajów skandynawskich. Zapominają jednak dodać, że welfare state nieco jednak odbiega od założeń interwencjonistycznych, a socjalistyczne interpretacje są często wyciągnięte z kontekstu, dlatego po bliższym rzuceniu okiem, sytuacja nie jest wcale taka kolorowa (vide casus Astrid Lindgren). Nie o welfare ma być jednak ten tekst, ale o kraju, który ostatnio również często są na ustach ideologów gospodarczego socjalizmu. Chodzi tutaj o Wenezuelę.

Czemu akurat Wenezuela jest świetnym przykładem zarówno dla socjalistów jak i wolnorynkowców? Ci pierwsi z dumą mogą powiedzieć – Chavez wprowadził socjalizm i to działa! Ci drudzy z kolei odpowiadają – działa, ale krótko i niewydajnie! I faktycznie najczęściej spotykanym argumentem lewicy jest to, że przez blisko 14 lat funkcjonowania socjalizmu w Wenezueli jest to, że ziściła się większość postulatów, ludzie nie umierali na ulicach z głodu, a nawet zmniejszono różnicę między najuboższymi i bogatymi. Operowanie statystykami wyciągniętymi z kontekstu, czy obrazkami wpływającymi  na emocje, lewicowcy opanowali do perfekcji. Sztuki autoprezentacji czy PR-u nie można im odmówić – są w tym świetni. Rzecz jasna ułatwia im to fakt, że obsadzili gros stanowisk w mediach i instytucjach publicznych, dzięki czemu zasięg ich działania jest ogromny, niemniej trudno dyskutuje się na argumenty z kimś, kto mówi: ale ci, którzy głodowali, dzięki nam już nie głodują. Dotykamy tutaj problemu, który tłumaczy po części triumf socjalizmu w dzisiejszych czasach – nazwijmy to „socjalistycznym cudem”. Niestety słowo cud, powinno być w cudzysłowie, bo co to za cud, skoro dzisiaj jest, a jego jutro jest zagrożone? Opinia publiczna i tzw. lud nie zwracają jednak uwagi na jutro. Chcą wszystkiego dzisiaj – zmian, pieniędzy, dobrobytu i wszystkiego, co im obiecano. Nie chcą wkładać wysiłku, jeśli mają możliwość dostania czegoś od kogoś innego. Widać więc, dlaczego w dyskusjach kapitaliści mają minus na starcie – mówią, że na swój sukces i swój dobrobyt trzeba samodzielnie ciężko pracować. Socjaliści mówią, że na twoją poprawę sytuacji materialnej może zapracować ktoś inny. Coś takiego udało się w Wenezueli, gdzie liczba osób skrajnie biednych była tak wielka, że retoryka pracy u podstaw i lepszego efektu końcowego przegrała z retoryką wszystkiego od razu bez patrzenia na konsekwencje.

Emocje emocjami, ale działanie ekonomiczne nie powinno polegać na przyklaskiwaniu temu, czego chce lud, gdyż ten zawsze będzie chciał jak najwięcej i jak najmniejszym kosztem. W ekonomii rozpatruje się dostępne warunki i dopasowuje taką strategię, aby z tych warunków uzyskać jak najwięcej dóbr. Czemu o tym piszę? Ano dlatego, że sukces Wenezueli nie jest tak naprawdę żadnym sukcesem! Już dzisiaj stolica Wenezueli stała się drugim (po Hondurasie) najniebezpieczniejszym miastem na świecie! Skuteczność policji w wykrywaniu morderstw wynosi zaledwie 5% podczas gdy w Polsce jest to blisko 95%. Same morderstwa też nie wydają się być symptomem doskonałej poprawy sytuacji gospodarczej, a jest ich z roku na rok coraz więcej i dość powiedzieć, że przez ostatnie 13 lat (czyli de facto lata rządów Chaveza – od 1999 do 2013 roku), liczba zabójstw wzrosła aż trzykrotnie.

O co więc w tym wszystkim chodzi? Ano o to, że statystyki często niewiele mówią o dobrodziejstwie systemu gospodarczego. Szczególnie, gdy są traktowane wybiórczo. W innych krajach kontynentu, takich jak Chile czy Kolumbii również zanotowano mocny spadek ubóstwa, a socjalizmu, szczególnie w takim stopniu, jak w Wenezueli, ciężko tam wypatrywać. Co więcej – mając takie zasoby ropy, Wenezuela powinna sobie radzić o wiele lepiej, niż kraje ościenne, które nie mają takiego komfortu jeśli chodzi o surowce. Jak sobie jednak radzi faktycznie? Mówiąc krótko – słabo. W 1998 roku Wenezuela inne kraje Ameryki Południowej, były w bardzo podobnej sytuacji gospodarczej, lecz ta miała spore złoża ropy naftowej, co powinno szybko zdystansować pozostałe państwa. Jeśli więc patrzymy na statystyki tak, jak lewicowcy, będziemy mieli „różowe okulary”. Uwzględniając kontekst – Chile, Kolumbia czy Urugwaj miały o wiele lepszą dynamikę niemal we wszystkich wskaźnikach, mimo braku „żyły czarnego złota”. Świadczy to o jednym – socjalizm nie wykorzystuje potencjału warunków ekonomicznych tak, jak kapitalizm i im więcej wolnego rynku, tym szybciej kraj się rozwija. Prawda to bolesna dla lewicowców, ale fakty mówią same za siebie.